Polski rząd coraz częściej wypowiada się na temat repolonizacji gospodarki. Głównym liderem szerzenia tego hasła jest sam premier Donald Tusk. Czy rzeczywiście dążymy do realizacji tego hasła, czy jednak jest on tylko pustym populizmem? Dr Damian Kaźmierczak z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa ma wątpliwości.
Przed wtorkowym posiedzeniem rządu
Donald Tusk zapowiedział, że w procedurze wyboru generalnego wykonawcy terminala pasażerskiego dla Centralnego Portu Komunikacyjnego będą preferowane polskie firmy. Dodał ponadto, iż rodzimi wykonawcy będą mieli zagwarantowany udział przy realizacji elektrowni jądrowej.
Czy słowa prezesa Rady Ministrów możemy uznać za zapowiedź rzeczywistych działań? Poprosiliśmy o komentarz wiceprezesa PZPB, Damiana Kaźmierczaka.
Są zmiany, nie ma konsekwencji
Damian Kaźmierczak uważa, że zapowiedzi premiera Tuska wpisują się w szerszy kontekst ochrony europejskiego rynku przed podmiotami spoza UE, jednak w wielu przypadkach mają charakter efekciarski, ponieważ brakuje w nich konkretów.
Wiceprezes PZPB wskazuje, co prawda, że
w końcowej fazie legislacyjnej jest obecnie modyfikacja Prawa zamówień publicznych, która ogranicza dostęp do polskiego rynku dla firm z wybranych państw spoza UE, w tym Turcji i Chin, poprzez implementowanie wyroku TSUE z października 2024 roku do polskiego porządku prawnego.
– Po kilkunastu latach zaniedbań nasze państwo wreszcie zrywa z polityką naiwnej otwartości na przypadkowe podmioty z Azji, które bez odpowiedniego zaplecza kadrowego i sprzętowego zdobywały w Polsce wielomiliardowe kontrakty infrastrukturalne. Od teraz premiowane mają być lokalne podmioty, które są silnie związane z polskim rynkiem, inwestują w Polsce i płacą podatki. Jest to zmiana pożądana przez całą branżę budowlaną, na którą od dawna czekała – wskazuje.
Mimo to, uważa, iż polskim zamawiającym brakuje konsekwencji w dostosowywaniu się do tego kopernikańskiego przewrotu na rodzimym rynku zamówień publicznych, co prowadzi do licznych emocji i nieporozumień.
Wskazuje, że wykluczanie firm z Turcji, Chin czy Kazachstanu w przetargach deklaruje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad oraz PKP Polskie Linie Kolejowe, jednak
Gaz-System i Enea aktualnie
zlecają budowę strategicznych inwestycji energetycznych w Gdańsku i Kozienicach firmom z Turcji.
– Ponadto,
na krótkiej liście CPK do budowy dróg wokół lotniska w Baranowie znajdują się kolejne firmy znad Bosforu. Takie działania całkowicie mijają się z politycznymi deklaracjami, stoją w sprzeczności z hasłami nawołującymi do „repolonizacji” naszej gospodarki i wprowadzają niepotrzebny chaos i zamieszanie – argumentuje Kaźmierczak.
Amerykanie wykorzystają słabość Polski?
Przedstawiciel Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa twierdzi, że podobna niejasność pojawia się w przypadku budowy elektrowni jądrowej w Choczewie.
– Polska strona zapowiada zlecanie budowy polskim podmiotom, ale pojawia się pytanie, czy tych zamiarów są świadomi Amerykanie, bo to przecież oni będą rzeczywistymi zleceniodawcami usług jako główni dostawcy technologii i generalni wykonawcy inwestycji – zastanawia się Damian Kaźmierczak.
Dodaje, że do tej pory nie dostrzega zbyt dużej determinacji polskiej strony, by wynegocjować z Amerykanami jak największy udział polskich firm w budowie elektrowni w Choczewie.
– Sporo dzieje się w sferze medialnych i werbalnych deklaracji, organizowane są liczne seminaria i spotkania, ale brakuje konkretnych efektów opartych na formalnych zapisach. Nie możemy zapominać, że to Polska jest gospodarzem projektu w Choczewie, a odnoszę wrażenie, że zbyt łatwo ustępujemy pola Amerykanom, którzy skrzętnie wykorzystują naszą biznesową słabość – apeluje, wskazując swoje obawy.
Podsumowując, wiceprezes PZPB ostrzega, iż istnieje ryzyko, że w efekcie Amerykanie zarobią na polskim projekcie krocie, podczas gdy naszym firmom przypadnie rola mało istotnych podwykonawców i dostawców amerykańskich firm.
– Obym się mylił! – kończy Kaźmierczak, wierząc jednak w pozytywne rozwiązanie sprawy repolonizacji.